Czy Chiny testują Donalda Trumpa? "Niepokojące zwiastuny"

Powoli staje się tradycją, że objęciu urzędu przez kolejnego amerykańskiego prezydenta towarzyszą poważne światowe kryzysy. W 1933 r. było to opuszczenie przez Niemcy Ligii Narodów, w 1961 r. Związek Radziecki zainicjował budowę muru berlińskiego, natomiast w 1964 r. doszło do incydentu w Zatoce Tonkińskiej. Wspomniane wydarzenia stanowiły prawdziwy test dla polityki zagranicznej Waszyngtonu, wszystkie nastąpiły w ciągu pierwszego roku rządów nowej administracji.
Tego typu sytuacje nie są tylko przypadkiem. Przejęcie władzy przez kolejną administrację jest dla rozmaitych rządów okazją do przetestowania reakcji Białego Domu. Wszystko wskazuje na to, że tym razem jako pierwsza waszyngtońską reakcję postanowiła przetestować Rosja: na wschodzie Ukrainy doszło do wznowienia intensywnych walk. Możliwe również, że Moskwa szykuje ofensywę, która ma zagarnąć kolejne regiony Ukrainy. Jeśli poprzednie takie sytuacje miałyby być wyznacznikiem tego, co nas czeka tym razem, w ślad za Rosją może wkrótce pójść Pekin. Reakcja Trumpa określi, czy jego kadencja nie będzie naznaczona szeregiem kryzysów z tego powodu. Ich niepokojące zwiastuny już się pojawiają. Chodzi o sytuację na Morzu Południowochińskim oraz o błędy popełnione przez administrację Trumpa na początku prezydentury, które mogą dać chińskim władzom pretekst do wszczęcia konfliktu. Jeśli Trump da się w taki konflikt wmanewrować, jego kadencja może stać pod znakiem kryzysów polityki zagranicznej – podobnie jak ataki 11 września nacechowały prezydenturę George’a W. Busha. Kłopoty zaczęły podczas senackiego przesłuchania sekretarza stanu. RexTillerson zadeklarował, że Stany Zjednoczone zablokują Chinom dostęp do sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim, na których Pekin umieścił instalacje obronne i zbudował lotniska zdolne do obsługi wojskowych samolotów. Spora część waszyngtońskiej administracji próbowała wyjaśnić słowa Tillersona (zresztą większość komentatorów w Chinach uznało jego wypowiedzi za nieporozumienie), Biały Dom tylko podsycił nerwową atmosferę, twierdząc, że blokada Chin na Morzu Południowochińskim oznacza dokładnie to, co oznacza. Póki co, Pekin wykazuje powściągliwość, przynajmniej w oficjalnych oświadczeniach. Chińskie ministerstwo spraw zagranicznych zbagatelizowało uwagi Tillersona i odmówiło komentowania "hipotetycznych" sytuacji. Jednak mieszkańcy Chin usłyszeli zgoła odmienny komentarz. "O ile Waszyngton nie planuje potężnego konfliktu na Morzu Południowochińskim, każdy ruch zmierzający do zablokowania Chinom dostępu do wysp będzie świadectwem głupoty" – czytamy na łamach nacjonalistycznego "Global Times". Decyzje chińskich władz muszą wyjść naprzeciw oczekiwaniom społecznym, więc taki konfrontacyjny komentarz jest najprawdopodobniej odzwierciedleniem prawdziwych nastrojów panujących w Pekinie. Eskalacja konfliktu może przyjąć różne formy. Pekin może po prostu zareagować militarnie. Możliwe również, że Chiny utworzą nad Morzem Południowochińskim strefę identyfikacji obrony powietrznej (tzw. ADIZ) – podobna strefa została utworzona w listopadzie 2013 r. na Morzu Wschodniochińskim. Tym samym Pekin zamknie obszar powietrzny nad utworzonymi sztucznymi wyspami na Morzu Południowochińskim. Chiny mogą, co gorsza, rozwijać infrastrukturę militarną w regionie Morza Południowochińskiego. Jedna ze sztucznie utworzonych wysp (położona niedaleko Wysp Spratly) posiada instalacje obronne i pasy startowe zdolne do obsługi wojskowych maszyn. Gdyby podobny proces militaryzacji nastąpił w pobliżu Scarborough Shoal, położonego nieopodal Filipin i amerykańskich baz wojskowych – w Waszyngtonie zapaliłoby się czerwone światło. Podczas gdy Stany Zjednoczone rozważają głównie scenariusze militarne, Chiny do realizacji morskich roszczeń z powodzeniem stosują narzędzia ekonomiczne. Stratedzy z Pentagonu rozważają rozmaite opcje i rozwiązania, co grozi konfliktem militarnym, stosowane przez Chiny środki przymusu ekonomicznego pozostają w Waszyngtonie niezauważone. W lipcu ubiegłego roku Trybunał Arbitrażowy w Hadze rozpatrzył pozew złożony przez Filipiny i oddalił roszczenia Chin do części Morza Południowochińskiego. Zanim jednak doszło do ogłoszenia decyzji, filipiński prezydent Rodrigo Duterte znacznie osłabił jejwydźwięk, wielokrotnie wspominając o możliwych ustępstwach w zamian za współpracę gospodarczą z Pekinem. Posunął się nawet do złożenia obietnicy, że Filipiny "nabiorą wody w usta", jeśli chińskie władze zadeklarują inwestycje. W obliczu ofensywy wojsk rosyjskich na wschodzie Ukrainy dalsza eskalacja napięć między Waszyngtonem a Pekinem stanie się ogromnym wyzwaniem dla polityki zagranicznej Trumpa i jego ekipy. Co należałoby zrobić, by zażegnać kryzys? Oto trzy najważniejsze kroki. Po pierwsze, amerykańscy dowódcy powinni jasno zasygnalizować, jakie konsekwencje czekają Chiny, jeśli Pekin zdecyduje się wprowadzić strefę ADIZnad Morzem Południowochińskim, zacznie militaryzować wyspy w pobliżu Scarborough Shoal lub podejmować jakiekolwiek działania militarne w tym rejonie. Po drugie, liderzy Kongresu powinni przyjąć nową rezolucję AUMF, która autoryzuje użycie sił zbrojnych przez prezydenta. Jej nowa forma powinna umocnić rolę Kongresu w autoryzowaniu działań wojskowych, zwłaszcza w przypadkach, gdy w grę wchodzi groźba konfliktu między mocarstwami. Po trzecie, Kongres wspólnie z Białym Domem powinien wypracować inne opcje niż tylko militarne. Groźba wybuchu konfliktu zbrojnego w Azji jest całkiem realna, jednak przesadne skupianie się na tym ryzyku przesłania szerszy obraz: w rejonie toczy się walka o władzę i jest to w dużej mierze walka ekonomiczna. Jeżeli Waszyngton pragnie utemperować ekspansjonistyczne zapędy Pekinu, powinien zmusić Chiny do poniesienia ekonomicznych kosztów podejmowanych działań. Konieczne jest również wsparcie dla amerykańskich sojuszników w Azji, m.in. Japonii i Filipin, by Tokio i Manila mogły się skutecznie oprzeć ekonomicznemu terrorowi Chin. Powyższe kroki powinny poprzedzać ewentualne użycie siły przez Waszyngton. Chiński myśliciel i strateg Sun Tzu powiedział kiedyś: "Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz pomyślnie sto bitew". Prezydent Trump powinien rozważyć te słowa, ponieważ chwilowo sprawia wrażenie, jakby nie miał pojęcia, z kim walczy i nie do końca wiedział, co chce osiągnąć.

Donald Trump zapewnił Xi Jinpinga o poparciu dla "polityki jednych Chin".

ostanowiła przetestować Rosja: na wschodzie Ukrainy doszło do wznowienia intensywnych walk. Możliwe również, że Moskwa szykuje ofensywę, która ma zagarnąć kolejne regiony Ukrainy. ? Czy "dziennikarze" musze pisac co sie im dyktuje A nie jest czasami bo jest ze to Ukraina nasilila walki chcac uzyskac poparcie od Zachodu wiec prowokuje Rosje do wtracenie sie do tych walk ale Putin to nie szefowie zachodu To geniusz i wie jak postepowac
Ale twe USA biedne. Wszyscy się na nich uwzięli, a to taki pokojowy naród ;) Nawet prezydenta mieli, co to dostał Nobla za szerzenie pokoju na świecie, ze szczególnym uwzględnieniem Bliskiego Wschodu :> A to Saddam chciał na nich bombę atomową zrzucić... podobno trzymał ją w piwnicy, według oficjalnych danych CIA :)) A to w Libii trzeba było zdemokratyzować ropę. Przecież nie może tak być, żeby "wolny świat" używał niedemokratycznej ropy ;) A teraz znowu Chińczycy. Coś im sie poprzestawiało w głowach i myślą że Morze Południowochińskie ma cokolwiek wspólnego z Chinami. Przecież nawet małe dzieci w USA wiedzą, że jak sama nazwa wskazuje, Morze Południowochińskie jest morzem amerykańskim :)) Podobnie jak każde inne morze na świecie.
i 100 % racji ! " kijów " znalazł się w pułapce na własne życzenie . Do zachodniej Europy , dotarło już , czym zakończył się " majdan" , a zakończył sie faszystowskim puczem i neobanderowskim etosem . Droga Ukrainy do UE i NATO oddaliła się w czasie , i to raczej w długim czasie. Obecnie działania wojenne we wsch. Ukrainie mają wymusić na USA zmianę zapowiadanej przez Trumpa polityki w stosunku do Rosji. Ukraina konsekwentnie zmierza do wywołania konfliktu pomiędzy Rosją a NATO. Podobnie było z Gruzją , gdzie za pomocą incydentu ostrzelania helikoptera z lecącym na jego pokładzie sekretarzem generalnym NATO Jaapem de Hoope Schefferem zamierzano wymusić wypowiedzenie Rosji wojny. Na nieszczęście Gruzji , a szczęście dla świata , gen. Scheffer okazał się przebieglejszy od Saakaszwilego. Doniecka i Ługańska republika pozostaną samodzielnymi . Z chwilą , gdy " kijów " zaczął strzelać do swoich obywateli jakikolwiek z nim związek , nawet szeroko pojętej autonomii nie wchodzi w grę. Kwestia otwarta - co z zach. Ukrainą ? Bo Rosja jej nie " przytuli ".